Jakiś czas temu po całkiem ciepłej zimie nagle przyszła jeszcze cieplejsza wiosna i zasiedziała się aż do weekendu. Czyste niebo, wolna niedziela, a w dodatku w Elektrowni Powiśle odbywały się targi pt. „Jestem Slow” – „wolny” znaczy się, bo to po ponglyjsku jest, a „sloł” czyta się. Wyszedłem więc z domu i pojechałem nad Wisłę, aby skorzystać z wolnego czasu, pobyć trochę wolnym.
Wziąłem ze sobą rzecz jasna aparat: Ni(m)kona D300 z Ni(m)kkorem 35-70mm f/3.3-4.5 AF, jeden z pierwszych masowych zoomów Nikona z AF. Ktoś mógłby pomyśleć, że to dosyć absurdalny wybór, a ja jestem absolutnym kretynem. I pewnie macie rację, w stosunku do mnie i do obiektywu, którego charakteryzuje specyficzne błyszczenie na otwartej przysłonie (minimalna używalna przysłona to f/5.6), średnia jak na dzisiejsze standardy ostrość, w pewnych warunkach aberracja chromatyczna jest nieunikniona, a obudowa krzyczy w ostentacyjny sposób „jestem biedna”. Niemniej, tam gdzie inni widzą same wady, ja raczej staram się skupiać na zaletach (mój infantylny kretynizm), ponieważ jest lekki, poręczny i całkiem rzetelny. Poza tym – jeśli mam robić kiepskie zdjęcia to lepiej ich nie robić dobrym sprzętem, co by się nie zbłaźnić. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że miałem w torbie w zanadrzu 35mm f/1.8, więc nie jestem aż tak zwichrowany. Tak więc, wyszedłem i zwyczajowo już w trakcie drogi na przystanek zbiorkomu zacząłem robić zdjęcia tzw. rozbiegówki.

1/500s, f/10, ISO 400, ☼
Po drodze minąłem kota, który jest moim nemezis. Niestety, był zbyt szybki i nie miałem czasu wymuskać tego ujęcia. Kiedyś odprowadzałem znajomego na przystanek, a ten (kot) wyszedł za mną wieczorem kilkadziesiąt metrów na ulicę, a że mam miękkie serce, chciałem uratować biedaka przed nim samym i odprowadzić do domu. Na zdjęciu widać obróżkę. Na obróżce można znaleźć numer telefonu. Niestety, ja byłem w stanie wskazującym na parę głębszych, kot strasznie kręcił się przez co zmrużone alkoholem oczy nie były w stanie odczytać numeru w migoczącym świetle latarni. Sytuacja rozwiązała się sama, gdy z okna pobliskiego budynku kobita (zapewne właścicielka) zaczęła krzyczeć „niech Pan zostawi tego kota, on tu mieszka”. W dodatku nie chciała mi uwierzyć, że ja chciałem dobrze i ten kot za mną łaził. Przecież „on nie chodzi za ludźmi”. Na szczęście wszystko zadziało się pod osłoną wieczora, ale poczucie wstydu nadal pali.

Nikon D300, Nikkor 35-70mm f/3.3-4.5 AF
1/500s, f/4, ISO 400, ☼
W akcie zemsty go ustrzeliłem, czmychającego chodnikiem. Niestety, na priorytecie migawki przy czasie 1/500, stąd to głupie f/4, ale moja uwaga była skierowana na szybko przemieszczający się obiekt i nie miałem czasu na myślenie. W efekcie, musiałem jeszcze dodatkowo dokadrować zdjęcie, ucinając z lewej i z dołu, tak do 80%, aby choć trochę je uratować.
Tego dnia postawiłem na transport szynowy. Podróż trwała stosunkowo szybko i sprawnie przedostałem się nad Wisłę, po wyjściu ze stacji udając się prosto w kierunku Elektrowni Powiśle. Co prawda już na zewnątrz okolice kompleksu zaczęły mnie wizualnie inspirować, ale mimo to nie zatrzymywałem się. Wszedłem do środka galerii bocznym wejściem, nonszalancko roztwierając przeszklone podwójne odrzwia. Zupełnie tak jak otwiera się bramy miasta albo jakiegoś zamku – skoro jest okazja do zachowania teatralnego, trudno z niej nie skorzystać. Tuż za nimi zastałem coś czego się akurat nie spodziewałem w tamtym miejscu, ale co nawet mnie ucieszyło – stoiska z płytami winylowymi, czyli główny cel całej mojej eskapady. Tak, w rzeczy samej, zdjęcia tego dnia miały być tak naprawdę tylko przy okazji. Oczywiście, kawa nie wyklucza herbaty, brałem też pod uwagę zrobienie zdjęć samemu wydarzeniu.
Po godzinie szperania w płytach przeszedłem się dookoła pozostałych stoisk, tak ze dwa razy, robiąc rekonesans wystawców oraz ich towarów i w tym miejscu nastąpiła blokada – nie miałem zupełnej ochoty, aby wyjąć aparat z torby. Ostatecznie zwalając winę na okołopołudniowe przesilenie przetransportowałem się na najwyższe piętro galerii w poszukiwaniu kawy. Rekuperacja przy espresso w kartonowym kubeczku, w znacznym dystansie od tłumu, na który mogłem spojrzeć z góry dały mi przestrzeń na złapanie myśli, refleksję nad otoczeniem i wyjęcie aparatu.

Nikon D300, Nikkor 35-70mm f/3.3-4.5 AF
1/15s, f/9, ISO 1600, ☼
Aby mieć jakiekolwiek pole manewru podniosłem ISO do 1600 (nie boję się szumu, i tak go dodaję w post-procesie), i na tym poprzestałem. Będąc w środku nie zmieniałem balansu bieli, zostałem na domyślnym ustawieniu słonecznym (5000K) z uwagi na mieszankę sztucznego oświetlenia lamp i naturalnego, padającego przez oszklony dach. Ostatecznie dodało to magicznego ciepła tętniącej życiem galerii handlowej (która na co dzień jest zimna i niedostępna). Nadal korzystałem też z priorytetu migawki. Przy stosunkowo długim czasie 1/15 wyszło całkiem dobrze zamrożone ujęcie – niewątpliwie zasługa dystansu, który mnie dzielił od całej sceny. Gdybym był bliżej, mogłaby wyjść impresja w stylu Ernsta Haasa.

1/40s, f/5.6, ISO 1600, ☼
De facto wykonałem tylko 5 zdjęć w środku, w tym trzy duble ujęcia z zapisem „Elektrownia Powiśle”. Powyższe jest chyba najlepsze, chociaż głowy nie urywa. Tutaj przeszedłem na priorytet przysłony, który domyślnie ustawiam na f/5.6. I to był prawdopodobnie mój błąd. Mogłem wybrać ustawienie z większą głębią ostrości, ale zostawiam je jako najlepsze z trzech, aby była zachowana ciągłość historii w ramach serii zdjęć.

1/40s, f/5.6, ISO 1600, ☼
Ostatnie ujęcie stoisk jest o tyle ciekawe, że zrobiłem je – przyznaję się nieskromnie – pod wpływem impulsu, nadal będąc na priorytecie przysłony, zjeżdżając w dół schodami ruchomymi (ewidentnie mam do tego skłonności, robić zdjęcia jadąc w dół albo w górę). Może dlatego jest takie zawieszone w czasie i przestrzeni. Jestem z niego bardzo zadowolony, choć było dziełem szybkiej, niekoniecznie świadomej i zaplanowanej akcji. Nie było to ostatnie zdjęcie tego dnia, ale ostatnie w ramach targów Jestem Slow. Tutaj na moment zboczymy z kursu, aby pochylić się nad pewną refleksją. Miałem doskonałą okazję, aby zrobić fotorelację z wydarzenia, ale nie zrobiłem tego. Dlaczego?

Nikon D300, Nikkor 35-70mm f/3.3-4.5 AF
1/25s, f/5.6, ISO 1600, ☼
Myślę, że to wszystko wynikało z mojego początkowego nastawienia. Przede wszystkim, chciałem wyjść z domu i spędzić czas przy szperaniu w płytach, ew. pogadać ze sprzedawcami, którzy już mnie kojarzyli, zaś aparat miał być przy okazji. Co więcej, jeśli już chciałem robić zdjęcia, to podświadomie szukałem czegoś zupełnie innego. Prostych, zdystansowanych ujęć, najlepiej z błękitnym niebem w tle, w środku zaś napotkałem anonimowy tłum, gwar, eksluzywne miodki, rękodzielne perfumy, świeczki sojowe, ciężke albo pstre fatałaszki w łachmaniarsko-elitarnym stylu, równie zimna i niedostępna biżuteria… Wyróżniało się co prawda kilka stoisk, których szkoda, że ostatecznie nie uwieczniłem. Szczególnie pani wykonująca odlewy z żywicy w wielkich ramach (zimna wizualnie, ale jakże piękna sztuka), kolekcjoner plakatu polskiego oraz stoisko z steampunkowym rękodziełem – skóra i kabura, ale mimo to czułem się zupełnie wyabstrahowany w stosunku do otoczenia i to właśnie mnie blokowało.

1/200s, f/11, ISO 200, ☼
Słynny Robert Capa zasłynął niegdyś sentencją, która w przełożeniu brzmi tak – jeśli wasze zdjęcia nie wyszły dobrze, nie byliście wystarczająco blisko. I faktycznie, im dłużej poddaję pod refleksję efekty swojej pracy, tym mocniej te słowa Capy rezonują we mnie. Tak właśnie było w moim przypadku – nie byłem wystarczająco blisko i nie chodzi tu o znaczenie fizycznej bliskości, gdyż ta była wręcz bezpośrednia, wymagająca szerokiej ogniskowej. Nie byłem blisko emocjonalnie z obiektem obserwacji i w efekcie tych zdjęć prawie w ogóle nie było. Dopiero po chwili dla siebie i spojrzeniu na sytuację z dalszej (dosłownie) perspektywy byłem w stanie zbliżyć się do tego wydarzenia i cokolwiek z siebie wykrzesać. Zwiększenie dystansu fizycznego paradoksalnie przybliżyło mnie do sytuacji, ale nie na tyle, żeby tam zostać na dłużej. Ostatecznie, zobaczyłem już wszystko i to był czas dla mnie, aby wyjść. Zjechałem na ISO 200, żeby skorzystać w pełni z dobrodziejstwa słońca i wyszedłem na dwór.

Nikon D300, Nikkor 35-70mm f/3.3-4.5 AF
1/100s, f/16, ISO 200, ☼
Nastawienie emocjonalnie w fotografii jest wręcz kluczowym elementem, o którym za często zapominamy skupiając uwagę na aspektach bardziej mierzalnych, wymiernych. To, czy potrafimy wrzucić się w sytuację i oddać ją w atrakcyjny sposób będzie bezpośrednio przekładało się na jakość naszych zdjęć, niezależnie od sprzętu czy wykorzystywanych technik. Czy zdjęcie ma w sobie element emocjonalny? Jak możemy go w nim zawrzeć? Jak wrzucić się w sytuację nie burząc jej? Nie znam wszystkich odpowiedzi, ale wiem jedno – jeśli ujęcie nie ruszało nas w trakcie robienia zdjęcia, trudno aby poruszyło też innych post factum. I to my musimy wykrzesać z siebie te emocje, i w efekcie zawrzeć je na zdjęciu. Same tam się nie pojawią.

Napisał: Sandacz
PS: na targach kupiłem jedną płytę, repress albumu Bonobo „Black Sands” z 2020 roku. 10 lat temu, gdy przeglądało się YouTube w poszukiwaniu muzyki, ten album sam wyskakiwał i prosił się, aby go przesłuchać. Jak wkręcę się w pisanie o płytach winylowych, prawdopodobnie w ramach odrębnego projektu, to też coś o nim napiszę.
Dodaj komentarz